Wszystko się kiedyś kończy

Cześć wilczki... Dziś nadszedł ten smutny dzień.
Jutro wyjeżdżam, wracam w czwartek. Myślę, że ta wataha nie ma już sensu. Przepraszam was. Nie będę przedłużać, zamykam watahę. Żegnajcie ;(
~Zuko

Od Max’a ‘’Ten moment…kiedy adoptujemy jelonka!’’

,,U każde wilka, nadchodzi taki dzień w życiu kiedy… ogromnie mu się nudzi. Cóż to okropny moment, jednak trzeba nauczyć się z taką chwilą żyć. Nasz żywot jest krótki a więc… chwila co?! Dobra, dobra ja tak nie potrafię!’’- tymi słowami rozpocząłem swój dzień. Niestety-to co powiedziałem było prawdą. To nie tak, że ja zacząłem się nudzić! Ja po prostu obudziłem się znudzony. A gdy ktoś budzi się w takim nastroju, oznacza to, iż dzień nie będzie należeć do tych najciekawszych. Dalej myśląc, powinienem być bardzo śpiący bo pół nocy rozmyślałem, ale byłem pełen energii. Lecz mogę stwierdzić, że myślenie na noc nie służy mi zbyt dobrze. Zaczęło się od poważnych spraw i problemów a po paru godzinach skończyło się na tym, jak to cudownie było by być jednorożcem. Mój umysł to mroczne miejsce- pełne masła, głośników, niemiłych wspomnień, radości, wybuchów i wiele, wiele więcej rzeczy, które tylko ja zrozumiem. Ale wracając do tamtej sytuacji. Leaf oczywiście był obok mnie. 
-Eeeeee, a może po prostu pójdziemy spać!- zaproponowałem, po czym się położyłem a stworek ułożył się wygodnie obok mnie. Jednak nasze spanie nie trwało zbyt długo. Po pięciu minutach oczywiście- jak to ja- musiałem mu przerwać sen:
-Leaf…śpisz? – powiedziałem szepcząc. Po czym on się obudził. Jednak postanowiliśmy się przejść, była nawet znośna pogoda. Lecz nie mogło się obyć bez muzyki. Założyłem słuchawki po czym wyszliśmy. Kierowaliśmy się do… sam nie wiem. Po prostu szliśmy! Akurat leciała piosenka, którą nie do końca pamiętałem. Więc połowa tekstu w moim wykonaniu była nie zrozumiała. 
-Coś, tam coś coś tam, nana, coś tam coś, coś back~ Ram tam, stupid, słowo, tell me? Ram tamtam- śpiewałem, a Leaf mnie wysłuchiwał, i pewnie się zastanawiał jak tak można kaleczyć zwrotkę. Jednak ja potrafię wszystko zniszczyć he,he. Doszliśmy, a ja ściągnąłem słuchawki. 291 piosenek, a nie mam czego słuchać. Yea? Łączka, dotarliśmy?
-Eh, ja to bym polazł na cmentarz, ale nie ten nasz, taki, którego nie znasz…-westchnąłem-ale…dziś ‘mam lenia’. –Spojrzałem na potworka. Z resztą nie wiem, czy by doszedł taki kawał, osobiście uważam, iż to bardzo daleko. Po chwili zacząłem się śmiać. Biedny Leaf, nie miał pojęcia o co mi chodzi. Przypomniał mi się dowcip, który dopiero teraz załapałem…’O-rany’. Nawet śmieszny był. Potworek patrzał na mnie jak na idiotę, jednak jestem przyzwyczajony to tego widoku. Bo może nim jestem, ale jestem chociaż normalny. Chwila…normalny też nie jestem. Heh! Chociaż jestem inny? Niezrównoważony psychicznie w pozytywnym znaczeniu, lecz to ciągle plus. ‘’Leaf, adoptujemy jelonka???’’- palnąłem od czapy. Chodź patrząc jeśli stał bym się wegetarianinem, to nie był by, aż tak zły pomysł. ‘’Nie lubię, tego i tego. Jelonku dźgnij ich swoim porożem!’’ Hem…przemyśle tą propozycje. Mógłby też służyć mi i Leaf’owi za taxi. 
‘’Leaf postanowione! ADOPTUJEMY JELONKA I NAZWIEMY GO BAMBI!’’ –wykrzyczałem do niego radosny. Co ja miałem w głowie?! Więc, postanowiliśmy szukać jelenie. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy jaki jestem ułomny. Na łące było nawet sporo jeleni, lecz żaden nie spełniał naszych kryteriów. Musiał być duży, abym ja i Leaf się na nim zmieścili ,a także musiał mieć wielkie rogi. Po długich poszukiwaniach znaleźliśmy idealnego dla nas Bambiego. Był sam. Widzicie? Nawet jelenie mogą być ‘Forever Alone’. Schowaliśmy się w krzakach i bacznie go obserwowaliśmy. Minęła godzina. Powinienem przez ten czas obmyślać plan, lecz ja wolałem myśleć nad osobą, która zostanie zadźgana jako pierwsza.
-Leaf, czas na nasz nigdy nie zawodzący plan…improwizacja.- powiedziałem szeptem. Po woli zacząłem się zbliżać do jelenia.
-Witaj Bambi nie zrobię ci krzywdy…-on był zajęty i nawet nie zauważył, że do niego mówię. Ciągle się do niego zbliżałem, aż w końcu to zauważył, odwrócił się i zaczął biec w moją stronę. 
-NIE MNIE MASZ DŹGAĆ!- krzyknąłem i w ostatnim momencie zrobiłem unik. Leaf wyskoczył z krzaków i stanął obok mnie. 
-Kurde, jak ja mam go zmusić aby został naszą taryfą?-wtedy wpadłem na pewien pomysł. Jeleń znów zajął się swoimi sprawami, a ja zacząłem się wspinać na niskie drzewo, które było obok niego. Byłem na gałęzi nad głową nie jakiego Bambiego. Wolałem , aby Leaf został na dole. Po chwili skoczyłem znienacka na jelonka. Objąłem łapami jego szyję. On zaś spanikował i zaczął wierzgać, a ja z niego spadłem. Bambi uciekł. Jednak nie daleko. Ja wstałem a wystraszony Leafeon podbiegł sprawdzić czy nic mi nie jest.
-Spoko, tylko lekko jeb…walnąłem się w głowę.-rzekłem, po czym ruszyłem za śladami jelenia. On znowu coś robił, a ja powoli miałem dosyć nie udanych prób. ‘’Co tu by tu?’’- myślałem jak zrobić z jelonka taksówkę. 
-Dobra, Leaf, trzeba go oswoić, ja od przodu, ty od tyłu. Idziemy na niego.-powiedziałem, i zaczęliśmy naszą ‘misję’. Oboje powolutku zbliżaliśmy się do niego.
-Bambi, nie zrobimy ci krzywdy…-mówiłem delikatnym tonem. Jednak jeleń i tak się spłoszył. Ze strachu uderzył tylnym kopytem Leaf’a. Krzywdy mu nie zrobił, ale musiało go zaboleć bo biedny stworek, aż pisnął. Ja nie zważając podbiegłem jak najszybciej do stworka. Wystraszył mnie nie na żarty.
-O BOŻE LEAF NIC CI NIE JEST?- z przerażeniem oglądałem go z każdej strony aby upewnić się czy nic mu się nie stało. Leaf dał znać, że wszystko jest dobrze. Ja go przytuliłem, i wtedy moja cierpliwość się wyczerpała. Odwróciłem się po czym spojrzałem na jelenie srogim wzrokiem.
-EJ TY GŁUPIA KOZO Z POROŻEM! NIE BĘDZIESZ MI TYKAĆ MOJEGO LEAF’A! KONIEC TEGO DOBREGO!- po czym spowodowałem taki huragan, że aż jeleniem rzuciło o drzewo. Oszołomiony nawet nie mógł wstać. 
-A miało być tak pięknie, wybacz…-po tych słowach zagryzłem Bambiego. Za nim umarł rzucił mi takie błagalnie spojrzenie jakby chciał powiedzieć -‘’Proszę! Nie rób tego!’’. Usiadłem przed nie żywym jeleniem i spuściłem głowę. Leaf zrobił to samo. Po minucie ciszy nareszcie się odezwałem.
- Wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze?-mówiłem rozgoryczony-Że teraz będziemy musieli go zjeść…
***
Wracaliśmy już do domu. W nie najgorszych humorach.
-Ale chociaż się najedliśmy-mówiłem-smaczny był, co nie?-zaczęło robić się ciemno.
Weszliśmy do jaskini i pierwsze co zrobiliśmy było położenie się spać. No cóż, dzień nie był wcale, aż taki nudny. Wręcz przeciwnie.
Szablon by
Fragonia
Szablony